
W Polsce współpraca między samorządami a deweloperami wciąż przypomina pole minowe. Obie strony mają sobie sporo do zaoferowania, ale na przeszkodzie stoi nieprzyjazne otoczenie prawne i brak zaufania. Efekt?
Partnerstwo publiczno-prywatne (PPP), które powinno być standardem w rozwoju miast, ledwie raczkuje.
Kulawy fundament: prawo
Głównym problemem jest niespójny, często wręcz szkodliwy system planowania przestrzennego. Miejscowe plany zagospodarowania uchwalane są z trudem, a przepisy zamiast promować jakość, faworyzują rozwiązania tanie, ale kiepskie. Deweloperzy nie są zachęcani do tworzenia przestrzeni, która byłaby trwała, estetyczna i funkcjonalna.
Inwestowanie w PPP w takim klimacie to wciąż akt odwagi, a nie oczywisty wybór.
Światełko w tunelu: Zintegrowane Plany Inwestycyjne Jednym z pierwszych kroków w stronę bardziej dojrzałej współpracy są Zintegrowane Plany Inwestycyjne (ZPI). To narzędzie okołoprawne, które pozwala wreszcie mówić o przejrzystym i komplementarnym modelu działania.
W ZPI ważne są trzy filary:
1. Przejrzystość – jasne zasady gry dla wszystkich stron.
2. Konsultacje społeczne – mieszkańcy stają się częścią procesu, a nie jego ofiarami.
3. Inwestycje uzupełniające – prywatni inwestorzy mogą realnie wspierać rozwój publicznej infrastruktury, od parków po drogi i szkoły.
Potrzebne: zaufanie i zmiana paradygmatu ZPI to obiecujący kierunek, ale to dopiero początek. Polska potrzebuje spójnych, jasnych norm prawnych, które nie tylko dopuszczą, ale wręcz wymuszą zaangażowanie sektora prywatnego w inwestycje publiczne. Mamy potencjał – polski sektor deweloperski odpowiada za 97% budownictwa wielorodzinnego. Ma zasoby, wiedzę i gotowość, by działać szerzej.
Unia daje przykład
Nie brakuje nam też kompetencji. Polska od lat skutecznie wykorzystuje fundusze unijne, co pokazuje, że potrafimy działać z rozmachem i rozliczać skomplikowane projekty. Jeśli uda się przenieść ten profesjonalizm na pole krajowego partnerstwa publiczno-prywatnego, możemy wejść na zupełnie nowy poziom rozwoju przestrzennego.
To, co dziś kuleje, może stać się motorem rozwoju. Ale potrzebujemy dwóch rzeczy: zaufania i dobrych narzędzi prawnych. Dopiero wtedy współpraca między samorządami a sektorem prywatnym nabierze impaktu, który zmieni polskie miasta – nie doraźnie, lecz systemowo.